„Śmigus – Dyngus”…
Ten wielkanocny zwyczaj (obok niespodzianek od zajączka) interesuje nas ogromnie…
Codziennie rozprawialiśmy o sprzęcie do oblewania, znawcy w tym zakresie polecali przeróżne modele i wzory, ale my trzymamy się tradycji: do „Śmigusa-Dyngusa” potrzebna jest Wielkanoc, woda i plastikowe jajko…
I co z tego, że nasz „Lany poniedziałek” odbył się wcześniej? Nic nie zepsuło nam przygotowań, chyba tylko pogoda… Ale po kolei. Zaczęło się od dokładnego wytłumaczenia cioci Lice, na czym polegają tradycje Wielkanocne (zwłaszcza jedna) w Polsce i że łatwo nie będzie. Zaproponowaliśmy, by ubrała się odpowiednio i zaopatrzyliśmy ją w plastikowe jajko słusznych rozmiarów!
Gdy już nadszedł czas oblewania, przystąpiliśmy do oglądania naszych plastikowych „psikaczy”. Przynieśliśmy ich bardzo dużo! Sprawdziliśmy, jak działają, choć większość z nas wypróbowała je już w domu… Potem nasze działania przeniosły się do łazienki, gdzie sami napełnialiśmy jajka wodą. Niektórym pomagały ciocie. Sprawdziliśmy, czy woda na pewno nie wycieknie, bo co zrobimy wtedy… W szatni – błyskawicznie (!!!) założyliśmy „wszystko, co mama dała” i pełni werwy poszliśmy na boisko. Tam jeszcze raz obejrzeliśmy swoje sprzęty (czy aby na pewno dalej są pełne wody), założyliśmy kaptury na głowy i przystąpiliśmy do ataku i obrony… Aparat fotograficzny zalaliśmy w już pierwszej sekundzie. Biegaliśmy, piszczeliśmy, cieszyliśmy się! Gdy jajka były pustawe, zaczął padać mocny deszcz i to przed tym deszczem uciekaliśmy do przedszkola, aż się kurzyło. To on zrobił nam „Śmigus – Dyngus”! W szatni (i potem w sali) celebrowaliśmy przebieranie się w suche rzeczy (choć myśmy wcale się nie zmoczyli, prócz kurtek), ale taka moda nastała…