Najpierw uczyliśmy się piosenki, takiej specjalnej, o lodach…Refren tej piosenki jest taki:
„… mama mówi – nie, tata mówi – nie,
a ja lody poziomkowe lizać chcę…”
Wybraliśmy się zatem do pobliskiej galerii handlowej, by sprawdzić i wypróbować ofertę smakową. Najpierw zaniemówiliśmy przed szybą i długą chwilę trwało wybieranie tego naszego, ulubionego smaku. Potem grzecznie (!) stanęliśmy w kolejce (!) i każdy sam prosił o swojego loda. „Marynarze” preferowali lody… różowe (byle kolor się zgadzał, smak nieważny) oraz, o dziwo, czekoladowe (ponoć zdecydowane w smaku, odrobinę gorzkie). Lodów poziomkowych (z piosenki) na szczęście nie było, ale niektórzy koneserzy wybrali smak ciasteczkowy, straciatella albo waniliowy. A potem na długo zapadła cisza – nie było czasu na rozmowy. Każdy lizał powoli, w swoim tempie. Lody smakowały nam bardzo! Całe buzie były kolorowe (z przewagą czekolady), a nasze kamizelki miały piękne wzory (natychmiast po powrocie poszły do prania)…Na stolikach nasze bystrzaki odkryły całe „książki o lodach i naleśnikach” i pytaniom końca nie było… Gdy już doczyściliśmy buzie i ręce, grzecznie wróciliśmy do „Żagielka”. Następne lody za rok!
Dziękujemy Rodzicom za słodką frajdę!