Przyszli do przedszkola wyperfumowani, z szalonymi fryzurami i gotowi na wszelkie atrakcje…I było atrakcyjnie i smacznie i zdrowo. Ale po kolei. Otóż od rana zbuntowały nam się dziewczynki. Orzekły, że nie po to wystroiły się w ulubione ubranka, żeby teraz robić dla chłopców szaszłyki owocowe! Cóż, rzeczywiście, biżuteria w obfitości wielkiej (w najpiękniejszym różowym kolorze) prac kuchennych nie ułatwia… Dlatego, w wyniku kompromisu, smakołyki z owoców robili wszyscy po kolei. Najpierw dziewczynki (jednak) obrały owoce, potem ochotnicy (prawdziwymi nożami) niektóre z tych owoców pokroili (te miękkie), a potem już wybieraliśmy cząstki i nadziewaliśmy na patyczki. Do tego myliśmy ręce – przed założeniem fartuszków, po skończonej pracy, przed jedzeniem, po jedzeniu…Bo jasne jest przecież, że nasze szaszłyki zjedliśmy zaraz z wielkim smakiem! Oraz wszystkie inne owoce, jakie były! I posprzątaliśmy sami! A to jeszcze nie był koniec atrakcji. Ciąg dalszy nastąpi…
Rodzicom, którzy przynieśli nam masę owoców kłaniamy się w pas – dziękujemy! To była frajda!